Mgła (2007)

„Mgła” prawie broniła się analizą socjologiczną (bo jako horror nie sprzedaje się w ogóle), jednak cała masa niedorzeczności i absurdów poddających wewnętrzną spójność filmu w wątpliwość powoduje, że film staje się kompletnie niewiarygodny. Potwory, macki, telezakupy – to wszystko w tym wpisie.

Disclaimer: Nie czytałem książki i nie książkę a film oceniam. Przypominam też o spojlerach, których na blogu nie unikam.

Na początek pozytywy, bo łatwiej je wyliczyć:

  1. Satysfakcjonująca chwila, gdy David daje w ryj Jimowi po śmierci Norma w magazynie.
    Należało mu się.
  2. Satysfakcjonująca chwila, gdy Ollie rozwala głowę pani Carmody tuż przed ucieczką.
    Należało jej się.

A teraz, dlaczego wystawiłem „Mgle” tak niską notę:

  1. Socjologia. Dosłowna analiza ludzkiej natury w sytuacji strachu, klaustrofobii i odarcia z cywilizacji to w zasadzie jedyny atut filmu Franka Darabonta. Mocna postać pani Carmody przekonującej do siebie tłum przerażonych owieczek tworząc z nich szybko radykalizującą sektę – szczerze intrygujące. Niemniej wątpliwości budzi fakt, że bohaterowie spędzili w supermarkecie bodaj trzy dni – czy da się z normalnych ludzi, choć w nienormalnych warunkach, zrobić morderców w tak krótko? Zgodzę się, że sceny z religijnymi fanatykami budzą emocje. Szkoda, że zwykle zdenerwowania i frustracji nad obrazem głupoty – a nie do końca tego oczekiwałem sięgając po „horror”. Stawiam pomiędzy wadami a zaletami.
  2. Potwory. Mnóstwo scen z renderowanymi monstrami wylatującymi prosto na ekran – zero tajemniczości, całe zagrożenie jest oczywiste. Zdaję sobie sprawę, że to zarzut nieco subiektywny, ale w mojej opinii bardzo to trywializuje całą sytuację. Nie mamy już jako widzowie do czynienia z nowością, nieznanym (nie możemy utożsamić się z bohaterami), a stajemy przed zmutowanymi ośmiornicami, zmutowanymi komarami, zmutowanymi pterodaktylami… A im więcej zbliżeń na ich kolczaste gęby, tym mniej wydają się straszne, a zaczynają śmieszyć.
  3. Macka. Jedna z pierwszych scen: właśnie potwór z kosmosu zeżarł dzieciaka w magazynie – jak o tym zakomunikować reszcie ludzi? Wszak wiadomość to ekstremalnie niewiarygodna i jako taka wymaga ekstremalnych dowodów. Dzielni bohaterowie nie robią sobie z tego nic i idą grać idiotów. Na co niby liczyli, że niecodzienna mgła na zewnątrz usprawiedliwi każdą bajkę? Minuty i minuty czczej rozmowy i zaogniającego się konfliktu, podczas gdy pod drzwiami cały czas leży niezbity dowód! Można było od razu zgarnąć kilka kluczowych osób, po cichu zaprowadzić do magazynu, pokazać eksponat i załatwić sprawę, zamiast dywagować i napinać atmosferę. Co za kretyństwo.
  4. Nieudolność. Rozumiem, że reżyser chciał pokazać jak ludzie tracą zimną krew w sytuacji skrajnego zagrożenia. Niemniej, scena z nalotem komarów przypomina reklamę telezakupów Mango – ludzie miotają się na wszystkie strony, zapalenie zapalniczki zajmuje 6 ujęć, Joe po odpaleniu swojej „pochodni” (nb. tuż nad wiadrem z benzyną) natychmiast potyka się i wywołuje pożar, a odkrycie że owady wabi światło następuje po kilku minutach szaleństwa.
  1. Geneza. Kiedy tłum pod wodzą pani Carmody znajduje sobie kozła ofiarnego w żołnierzu Waynie, ten próbując się ratować zaczyna opowiadać historie z jednostki, które mają wyjaśnić pochodzenie potworów. Wieloświaty, tunele międzywymiarowe, przybysze z innego uniwersum… jak w najtańszym sci-fi. Już, już „Mgła” miała się bronić analizą socjologiczną (bo jako horror nie sprzedaje się w ogóle), a tu takie coś – w samym środku sceny, która równie dobrze mogła być najmocniejszą w całym filmie. Przecież w ogóle nie chodziło w niej o to, co młody żołnierz powie, jak konkretnie będzie się bronić – można więc było dać mu jakąkolwiek inną kwestię: „ja tam tylko szoruję karabiny”, „ja nic nie wiem”, „jestem woźnym”. Zamiast tego kompletny, niepotrzebny absurd.
  2. Finał. Wisienka. „Skończyło nam się paliwo a nadal jesteśmy we mgle, co tu robić? Ooo wiem, mamy Magnum i cztery kule, zabijmy się!” Co z tego, że kompletnie nic się nie dzieje. Cisza i spokój, jedynie poczucie zagrożenia – naprawdę samobójstwo było ich pierwszym i jedynym pomysłem? Sztucznie udramatyzowane zakończenie, „ooo jak mi smutno bo bez sensu zabiłem syna i trzy osoby”, no jasne że bez sensu, rzecz była skrajnie głupia, niewiarygodna, niemożliwa. Psychologia człowieka po prostu nie pozwala na coś takiego – zwłaszcza gdy bohaterem jest ocalały, który ponad wszystko chce żyć! Samobójstwo rozważa dopiero jako jedyne wyjście, ratunek przed okropną ewentualnością. Davidowi zastrzelenie ekipy zajęło mniej niż 10 sekund – naprawdę nie mogli z tym poczekać na ewentualne nadejście potworów? Niedorzeczne. Poza tym spójrzmy na prostą filmową logikę: jeżeli przez cały czas widzimy postacie radzące sobie z różnymi problemami, walczące o każdą chwilę życia, planujące na różne sytuacje, a na końcu te same postacie zabijają się z kompletnie błahego powodu, to – moim zdaniem – coś tu nie gra.

Moja ocena:

2 (bardzo zły)

Autor

Przemek

Jestem Przemek. Oglądam filmy i gram w gry. Czasem nawet coś o nich napiszę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *