Tylko krótki wysryw na temat zakończenia GoTa. Nie mam zamiaru rozgadywać się o całokształcie serialu, ogólnie odczucia mam negatywne mimo absolutnego zajarania po pierwszym sezonie, jednak aby ubrać to w merytoryczną wypowiedź, musiałbym się gruntownie przygotować. Pewnie oznaczałoby to konieczność ponownego obejrzenia, a nie mam zamiaru się do tego zmuszać. Pewnie też nie napiszę tu niczego odkrywczego. Tak czy inaczej, do rzeczy.
SPOJLERY DO GRY O TRON!
Tylko krótki wysryw na temat zakończenia „Gry o Tron”. Nie mam zamiaru rozgadywać się o całokształcie serialu, ogólnie odczucia mam negatywne mimo absolutnego zajarania po pierwszym sezonie, jednak aby ubrać to w merytoryczną wypowiedź, musiałbym się gruntownie przygotować. Pewnie oznaczałoby to konieczność ponownego obejrzenia, a nie mam zamiaru się do tego zmuszać. Pewnie też nie napiszę tu niczego odkrywczego. Tak czy inaczej, do rzeczy.
Rozbraja mnie to, że królem zostaje ostatecznie ostatni z synów Neda Starka, Bran… serio? I ten jego głupawy uśmieszek, gdy Tyrion pyta go, czy ten zaakceptuje koronę: „Why do you think I came all this way?” – jeśli to jest żart to mało śmieszny. Chcecie powiedzieć, że Bran od początku (czy tam od zostania trójoką sroką) planował zostanie królem? Uważam to za głupie. Bran był kompletnie bezużyteczną postacią, która jako jedyna nie wykonywała jakichkolwiek praktycznych manewrów. Zrozumiałbym, gdyby dzięki swoim darom wszystkowidzenia był w stanie wpływać na poszczególnych bohaterów, wywołując niczym efekt motyla lawinę wydarzeń, którą subtelnie sterował tak, by zakończyła się po jego myśli. Ale problem mój jest z tym, że Bran kontroluje lawinę bez jakichkolwiek korekt – on tylko na nią patrzy! A nawet najwytrawniejszy snookerzysta musi jednak do stołu podejść i złożyć się do kilku uderzeń aby wygrać mecz. Jeżeli chcemy uznać, że Bran wpływał na innych samą swoją obecnością i zdawkowymi rozmowami, to przynajmniej należało się temu jakieś wytłumaczenie. Bo na ten moment to wygląda jakby nagle na tronie zasiadł jakiś przypadkowy typ z ulicy, uśmiechnął się pod nosem i z zadowoleniem rzucił „tak miało być, precyzyjnie to zaplanowałem”.
Śmieszne też są losy bohaterów. Sansa zostająca królową Niepodległej Północy i Arya płynąca na zachód – spoko, lepszego końca dla nich bym nie wymyślił. Ale Bran w nagrodę za nicnierobienie wygrywający koronę? LOL. Sam w nagrodę za bycie w geometrycznym pobliżu kluczowych postaci wygrywający posadę szefa wszystkich szefów? LOL. Tak, jasne, koronni arcymajstrzy na pewno wybraliby pulchnego nowicjusza na swojego przedstawiciela. Wreszcie Jon przeżywający nie tylko atak smoka (o tym za moment) ale też aresztowanie przez Unsullied. LOL. Na pewno nie zabiliby go za to na miejscu. Na pewno Grey Worm uznał, że należy mu się sprawiedliwy sąd – chwilę temu sam zabił grupkę jeńców tylko za to, że byli wrogami Daenerys, ale samego jej mordercę po prostu aresztował. Ha, ha, ha.
No i na deser, poetyczna wymowa zakończenia xD Samwella wynajdującego ku uciesze lordów demokrację przemilczę. Ale Drogon w ostatniej chwili zmieniający zdanie, zamiast Jona spalając swym oddechem Żelazny Tron to istne apogeum beki. Lekko uśmiechnąłem się, gdy „nie trafił” pierwszym podmuchem – w końcu oczywistością było, że ulubieniec fanów Kit Harington musi przeżyć. Byłem pewien, że twórcom nie starczy odwagi, by na koniec uśmiercić kogoś tak uniwersalnie lubianego (o Daenerys tego nie można było powiedzieć) – całe to zakończenie nosi znamiona zwykłego łechtania sympatii fanów. Ale o ile tutaj jestem nawet w stanie kupić tłumaczenie, że Jon nie został spalony, bo jest tak naprawdę Targeryanem i smok to wyczuł czy coś, tak przy drugim podmuchu nie mogłem nie wybuchnąć szczerym śmiechem. Moje uczucia idealnie opisuje poniższa ilustracja: