Służąca (2016)

Na „Służącą”, reklamowaną nagrodą festiwalu Cannes, o czym przypomina nam krótka wstawka tuż przed samą projekcją, postanowiłem wybrać się do kina, chcąc nadrobić twórczość Chan-wook Parka, śledząc którą zatrzymałem się na trylogii zemsty (która sama w sobie jest rekomendacją). Dałem się nieco zwieść – po seansie doczytałem, że specjalną nagrodę techniczną odebrał jedynie scenograf Seong-hie Ryu. Nie chcę kłócić się z tym werdyktem, ponieważ strona techniczna była jednym z niewielu aspektów filmu które mi się podobały, ale jednak o wartości dzieła jako całego nie może ona świadczyć. Wśród zalet wymienić można właśnie scenografię i zdjęcia, także aktorzy spisali się bez zarzutów. Sama opowiedziana historia jest mogłaby być wciągająca, gdyby nie… no właśnie. Mam trzy zasadnicze zarzuty do „Służącej”: jest rozwleczona, pornograficzna i grafomańska.

Opowieść została podzielona na trzy rozdziały: pierwsze dwa opowiadają ten sam fragment historii z różnych punktów widzenia, a ostatni zaczyna tam, gdzie tamte się skończyły i zamyka film. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby tylko część druga nie była powtórzeniem poprzedniej. Już pierwsze kilka minut po otwierającym ją zwrocie akcji wystarcza, by w całości zrozumieć zmianę perspektywy i ujawnione drugie dno przedstawionych wydarzeń; następna godzina niemal nic nie wnosi do fabuły, stając się zasadniczo repetytorium. Przypomina to trochę ponowne oglądanie filmu kończącego się plot-twistem – drugi raz nie bawi już tak samo, a natychmiast po pierwszym seansie po prostu męczy. Nie wiem ile dokładnie trwa ten segment, wydaje się jednak najdłuższy i jest zdecydowanie najnudniejszy.

Po zapoznaniu z bohaterami i zawiązaniu fabuły szybko nabrałem obaw co do kierunku, w jakim pójdzie obraz relacji między między głównymi bohaterkami. Rodzi się ona niemal natychmiast (już pierwszą noc w nowym domu Sook-hee spędza w jednym łóżku ze swoją panią, choć jeszcze bez podtekstów), a reżyser nie pozostawia żadnych wątpliwości co do jej fizycznego aspektu choćby w scenie kąpieli (nb. bardzo dobrej). Trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do gry aktorek: nieśmiałość, lekką niezręczność sytuacji – żadna z dziewczyn nie spodziewała się, jak rozwijać się będzie ich przyjaźń – odgrywają… uroczo. To w dużej mierze dzięki nim tak dobrze zbudowane jest erotyczne napięcie. Niestety, Chan-wook Park nie robi z tego jakiegokolwiek użytku; gorzej: wyrzuca wszystko do kosza – i to już w scenie pierwszego pocałunku. Fakt, że do niego dojdzie w pewnym momencie robi się oczywisty, w końcu całe napięcie musi zostać jakoś rozładowane, niemniej ogląda się go z satysfakcją. Przynajmniej na początku, bo po chwili zaczyna się robić dziwnie długi. A kamera dziwnie agresywna. Pojawia się obawa, że przypadkiem wpadniemy pomiędzy wyeksponowane języki i zostaniemy przez nie zmiażdżeni (na kinowym ekranie mają co najmniej po kilka metrów). Dalej sytuacja rozwija się w jedynym możliwym kierunku: ubrań i nieśmiałości jest coraz mniej, ruchu i jęków coraz więcej. Sens zrozumieliśmy, napięcie rozładowano – a scena trwa i trwa, przetykana jedynie z lekka absurdalnymi dialogami, o które mniejsza.

Nie jestem, jeśli chodzi o kino, szczególnie pruderyjny – uważam jedynie, że wszystko powinno mieć jakiś sens, być logicznie ułożone, czemuś służyć lub z czegoś wynikać. Umieszczenie w filmie sceny seksu, przemocy, pościgu, powinno służyć opowiadaniu historii, a nie stanowić pustą, usilną próbę wywoływania emocji. Tak samo razi, gdy postacie bez określonej przyczyny zaczynają się bić, jak gdy bez określonej przyczyny zaczynają się pieprzyć. Czy gdy czegoś jest zwyczajnie za dużo. Gdyby więc reżyser poprzestał na wyżej opisanej scenie, można by stwierdzić: okej, teraz rozumiemy że związek bohaterek jest już na tym poziomie, całkiem odważnie, ale widać tak trzeba było. Jednak gdy w drugiej części filmu wątek ponownie dociera do tego momentu, oglądamy całą sytuację od nowa, w wersji znacznie dłuższej i ostrzejszej. Ponownie oglądamy dwie młodziutkie, atrakcyjne Koreanki uprawiające seks; kamera krąży wokół nich jak niemożliwie nachalny podglądacz, chwilami zdaje się odpowiadać na najnowsze trendy branży porno: widok z oczu bohaterki, pomiędzy rozchylonymi udami której leży druga – scenarzysta (czy może choreograf?) musiał tego dnia mieć naprawdę przednią zabawę. Już nie chodzi mi o to, że to nuda oglądać to samo, a zamiast robić powtórkę fabuły można było trochę ją streścić i nadal osiągnąć ten sam cel. Ta scena nie stanowi żadnej wartości dodanej, nie mówi niczego nowego! Nie chodzi więc w niej o opowieść, a o coś innego. Niech pytanie „o co?” pozostanie retorycznym – ja od siebie dodam, że kolejno po scenie seksu oralnego dane jest nam podziwiać takie klasyki jak „69” czy dobrze znaną koneserom innych gatunków kina pozycję „na nożyczki” (a jeżeli przez cenzurę rozumieć tylko, że nie widać cipek, to scena jest ocenzurowana). Na deser, pod koniec trzeciego rozdziału filmu dziewczyny rozbierają się ponownie, tym razem by zabawić się z użyciem dźwięczących kuleczek umieszczanych w… czy muszę coś jeszcze dodawać?

Chan-wook Park najwyraźniej poczuł się jak Lars von Trier w chwilach największej megalomanii i postanowił nakręcić najlepszy film świata, a z takim podejściem nigdy nie jest się autentycznym. Świadczy o tym sekwencja zamykająca „Służącą”: senna retrospekcja pozornie nieznaczącej chwili z poprzednich rozdziałów, w której twarze bohaterów (nie wszyscy z nich nadal żyją) po kolei zastygają w bezruchu, przypominając obrazy olejne. Historia już jest w tej chwili zamknięta, trudno więc określić czemu ta scena ma służyć, jaki symbol przemycać. Jestem nieczuły na poezję? Nie rozumiem koreańskiego symbolizmu? Nie wykluczam. Ale tego, że Chan-wook Park popełnił grzech grafomanii, też nie.

Moja ocena:

2 (bardzo zły)

Autor

Przemek

Jestem Przemek. Oglądam filmy i gram w gry. Czasem nawet coś o nich napiszę.

2 komentarze do “Służąca (2016)”

  1. Pozwolisz, że się z twoją oceną filmu nie zgodę. Gdybyśmy wycieli sceny erotyczne, to tak jakbyśmy chcieli się pozbyć scen nagości i brutalności i z Mechanicznej pomarańczy i chcielibyśmy opowiedzieć ponownie o możliwości wyboru poczynań głównego bohatera. Tyle tylko, że cenzor go owej wolności wcześniej pozbawił.

    1. Dzięki za komentarz, rozumiem twój punkt widzenia. Osobiście „Służącą” odebrałem całkiem inaczej niż „Mechaniczną pomarańczę” – u Kubricka sens brutalnych scen był dla mnie jasny, tymczasem pornografia Parka wydała mi się zwykłą, nie służącą niczemu pornografią. Nie jestem zwolennikiem cenzury i nie z samą pornografią mam problem, ale właśnie z jej (postrzeganym przeze mnie) brakiem głębszej funkcji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *