Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi (2017)

Wyjątkowo w tym wpisie nie ma żadnego spojlera – tylko krótka opinia o „Ostatnim Jedi”.

Wyszedłem z seansu ogólnie niezadowolony i to nie dlatego, że nie jestem fanem Gwiezdnych Wojen – po prostu ten film jest słaby. Fabuła nie ma żadnej myśli przewodniej, jest po prostu zlepkiem wydarzeń postępujących po sobie bez większego porządku. Są źli kolesie którzy słyną z tego że robią złe rzeczy, i dobrzy kolesie, zdefiniowani wyłącznie przez opozycję do tych pierwszych – a oba obozy mają tę samą misję: zniszczyć tych drugich. Wydarzenia nie mają żadnego nadrzędnego celu, po prostu obserwujemy tych dobrych gdy gdzieś poszli, z kimś pogadali, coś wybuchło, polecieli gdzie indziej. Taki roller-coaster w którym nie do końca widać gdzie jest meta dopóki nie pojawią się napisy końcowe. Zalatuje to typowym blockbusterem, gdzie musi być sporo akcji czy to ma sens czy nie (często nie ma, więc scenarzyści uciekają się do najbardziej absurdalnych rozwiązań byle tylko udramatycznić wydarzenia), a atmosfera od czasu do czasu musi zostać zluzowana żartem (zwykle polegającym na tym, że coś komuś spada na głowę) albo scenką z uroczym zwierzątkiem robiącym uroczą minkę. Na szczęście nie jest aż tak źle jak w „Powrocie Jedi” (przepraszam miłośników Ewoków), niemniej widać, że film stara się spodobać każdemu – także fanom starych części, do których przymila się, wciskając nawiązania i frazy (samo słowo „nadzieja” przewija się w co drugiej konwersacji).

Na duży plus ósmej części zaliczyć należy skontrowanie kilku utartych schematów i dość ciekawe rozwiązanie niektórych wątków – ale umówiliśmy się, że nie piszę spojlerów, więc na tym poprzestanę. Chcę jednak podkreślić, że momentami film jakby „staje obok” starych części, nieco autoironicznie, nie chcąc ponawiać ogranych chwytów. Na ile jest to przejaw kreatywności twórców, a na ile skalkulowana decyzja by zrobić inaczej niż było – nie będę oceniał.

Dalej mogłaby się pojawić lista minusów dotyczących logiki i konsekwencji w wydarzeniach przedstawionych, ale miało być bez spojlerów. Moja niska ocena jest w dużej części zmotywowana właśnie głupotą scenariusza, i niestety nie przemawiają do mnie argumenty w stylu „hurr hurr doszukujesz się logiki w filmie o mieczach świetlnych i magicznej mocy durrr”. Tak, scenariusz powinien być chociaż wewnętrznie spójny, czego nie można z absolutnym przekonaniem o „Ostatnim Jedi” powiedzieć.

Ostatnie słowa o Domhnallu Gleesonie, Daisy Ridley i Marku Hamillu, których gra (bądź jej brak, w przypadku Hamilla) delikatnie mówiąc filmu nie ratuje. O ile Hamill, zgorzkniały od tego, co korporacja zrobiła z bohaterem, którego grał jako młody facet, prawdopodobnie celowo tak źle zagrał, tak Gleeson chyba w ogóle nie widział żadnych GW i nie wie jaką postać gra.

UPDATE 28. października 2018: Od oryginalnej oceny 4/10 odjąłem jeszcze jedną gwiazdkę po obejrzeniu pewnego komentarza na YouTube, którego autor w dziesięciu krokach wyjaśnia, dlaczego TLJ jest kompletną porażką jako film. Polecam gorąco, ale zwracam uwagę, że tam cała fabuła (z jej wszystkimi „twistami”) jest opisana!

Moja ocena:

3 (słaby)

Autor

Przemek

Jestem Przemek. Oglądam filmy i gram w gry. Czasem nawet coś o nich napiszę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *