Opowieść oparta na faktach… wielokrotnie wcześniej zdemaskowanych, ze szczególnym pominięciem tych, które pokazałyby prawdę o obrzydliwym pierwowzorze dla głównego bohatera. Już lepiej było w ogóle nie powoływać się na prawdziwego Franka Abagnale’a.
„Złap mnie, jeśli potrafisz” to na pewno zręcznie nakręcona komedyjka w niezłym tempie, z paroma odjechanymi akcjami, które wzbudzają podziw dla kreatywności i odwagi (czy po prostu bezczelności) głównego bohatera.
Niejeden wykręcony przez niego numer powoduje jednak raczej podniesienie brwi w geście niedowierzania. Serio, facet był w stanie pół roku udawać lekarza, pracować w szpitalu, i nikt się nie zorientował? Pilota? Prawnika? Niesamowity fart, że przez cały ten czas w żadnym ze środowisk nie trafiła się ani jedna bardziej dociekliwa osoba, której brak obycia Franka rzuciłby się w oczy. Zaryzykuję stwierdzenie, że film wkracza w tym aspekcie w terytorium fantasy – tylko zamiast różdżek i mioteł, drogę bohaterowi toruje wszechobecna naiwność i łatwowierność całego społeczeństwa (w tym wysoko sytuowanego ojca narzeczonej, który – jak wygodnie! – ani razu nie próbuje wejść w głębszą, merytoryczną dyskusję z przyszłym zięciem, w trakcie której jego brak doświadczenia niechybnie obnażyłby pozoranctwo).
Ale chwila moment. Skąd ta krytyka? Przecież film jest oparty na faktach! Nie tylko zajawka na filmwebie o tym przypomina, ale i plakat, otwierająca obraz plansza, a także kończące go podsumowanie tuż przed napisami, informujące jakie były dalsze losy Franka. Jednym słowem: to prawda! Uwierz w niedorzeczności, nie kwestionuj logiki, bo to wszystko jest oparte na faktach!
Postanowiłem zatem poczytać sobie o Franku Williamie Abagnale Juniorze i ile rzeczywiście „prawdy” było w jego opowieściach.
During his many speeches and his appearances on television, Abagnale has alleged many criminal exploits. These include stating that he was wanted in 26 countries, has worked extensively for the FBI, and escaped several times from FBI custody. He also claimed that he cashed over 17,000 bad checks, amounting to $2.5 million USD, and worked as an assistant attorney general and a hospital physician. In addition, he stated that he started a fake stewardess trainee program, traveling with them throughout Europe for two months, and logged over two million air miles disguised as a pilot. Almost all of these claims have been refuted by journalists.
z biografii Franka na angielskojęzycznej Wikipedii, sekcja „Veracity of claims”
Polecam lekturę całego rozdziału jego wikipedyjnej biografii, zatytułowanego „Prawdziwość twierdzeń” – konkluzja z niego płynie taka, że facet sfabrykował zasadniczo całą swoją kolorową działalność (przestępczą). Ot, drobny złodziejaszek i fałszerz z niezwykłym przerostem ego i wyobraźni, którego najbardziej udanym fałszerstwem jest właśnie to dotyczące życiorysu, dzięki któremu wyciągał dobre pieniądze na prelekcjach i tantiemach.
Największym sukcesem Abagnale’a nie było jednak to, że zarobił trochę kasy i za życia dostał o sobie pochlebny film. Było nim przekonanie tym filmem publiczności, że taki z niego fajny gość, taki klawy aktor, ach jak zabawnie wkręcił tych wszystkich głupich prawników… a jak FBI wyrolował! Przednia frajda – tym bardziej, że przecież okradał tylko duże firmy a nie prywatne osoby (przecież duże firmy wolno okradać). Tylko że to wszystko nieprawda. Istnieje wiele publicznie dostępnych zapisów potwierdzających, że Abagnale kroił wszystkich jak leci: rodziny, małe biznesy, kradł samochody, a w 1974 został nawet aresztowany za obrabowanie dzieciaków na obozie wakacyjnym w Teksasie. Jego „anty-establishmentową” działalność najlepiej podsumowuje fakt, że z rzekomych 2.5 miliona dolarów wyłudzonych od linii lotniczych PanAm, w rzeczywistości udowodniono mu podrobienie jedynie 10 czeków na sumę $1500. Nie ma co, wielki Robin Hood, w sam raz godny zabawnego filmiku z Leo DiCaprio.
Mam pełną świadomość swojego czepialstwa i kija w dupie. Prawda, nie prawda – co za różnica, przecież to tylko śmieszny film o śmiesznym złodziejaszku; pal tam licho wyrządzone przez niego szkody, skoro dzięki temu możemy się przednio uśmiać przed telewizorem. Ale w takim razie dlaczego nie pokazać pełni radosnych wyczynów Franka? Przecież ma w swojej historii wiele innych wysmakowanych dowcipków, w tym jeden wybitny, jak ulał pasujący do świątecznej komedyjki (i, dla odmiany, faktycznie miał miejsce!). Otóż w 1970 roku Abagnale, podając się za pilota i lekarza (naraz!) pracującego dla PanAm, pojawił się na University of Arizona by pod pretekstem prowadzenia rekrutacji wśród studentek porobić, hehe, badania lekarskie ;) na dwunastu studentkach tego uniwersytetu – ale numer, prawda? Co za as!
Gdyby „Złap mnie, jeśli potrafisz” nie próbowało tak uporczywie powoływać się na fakty i autentyczne postacie, tylko przedstawiło semi-fantastyczną opowieść o wyidealizowanym, nieistniejącym fałszerzu-komiku, to nie miałbym do tego filmu większych pretensji. Taka 6/10 komedyjka, którą od „dobrej” oddziela jedynie kilka niedorzeczności w rozdziałach o udawanej karierze. Nie mam też zarzutu o sam fakt przyjęcia zwykłego opryszka-skurwysynka jako pierwowzór bohatera – w końcu takie założenie przyświeca całemu gatunkowi kina gangsterskiego. Ale filmy z tej półki z reguły nie udają, że ich bohaterowie są kimś innym niż zwykłymi oprychami. Obraz Spielberga natomiast próbuje przekonać, że pospolity zbir i konfabulant był w rzeczywistości złotym chłopaczkiem, a z wymacanych przez niego dziewczyn robi roześmiane bohaterki kluczowego dowcipu. Niesmaczne.